Info
Ten blog rowerowy prowadzi folik z miasteczka Zakrzew. Mam przejechane 1716.57 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.52 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień8 - 7
- 2012, Lipiec10 - 4
- 2012, Czerwiec5 - 8
- 2012, Maj17 - 8
- 2012, Kwiecień3 - 0
Dane wyjazdu:
97.06 km
0.00 km teren
03:14 h
30.02 km/h:
Maks. pr.:55.34 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Winora
Wilcze doły <=> Borowy Młyn
Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 0
Ten weekend wybrałem się pod namiot do Puszczy Noteckiej. Jednak nie mogłem sobie pozwolić, żeby odpuścić rower w ten weekend, dlatego zabrałem go ze sobą. W szczególności, że teren w okolicy jest bardzo ciekawy: lasy, jeziora, pofałdowany teren i mało uczęszczane drogi.Ostatecznie postanowiłem, że to właśnie w niedziele wyruszę na rower. Pobudka o 6:40, szybkie śniadanie, przygotowanie roweru i ostatecznie udaje mi się wyjechać tuż po 8:00. Trasę wybrałem już wcześniej. Punktem docelowym miał być Borowy Młyn, tuż obok Pszczewa. A to dlatego tak, bo tam właśnie na działce leniła się moja siostra ;-)
Najgorszy był sam poranek, gdzie temperatura oscylowała w okolicach 10-12 stopni Celcjusza, i z samego początku odkryte dłonie strasznie marzły. Ale po jakiś 5-7km ciało się już rozgrzało dostatecznie i było ok. Sam jazda też całkiem inna niż ta na co dzień, bo teren był mocno pofalowany i co chwila były podjazdy i zjazdy, czyli dość nie równe tempo. Ale fajnie było w końcu pojeździć w innym terenie.
W pierwszą stronę droga mija bardzo spokojnie, praktycznie zerowy ruch samochodowy.
Po dotarciu do Aldony, spoglądam na licznik i znowu się okazało, że kilometrów było więcej niż się spodziewałem. Ostatni kawałek polną drogą podprowadzam rower, żeby nie potrzebnie nie narażać się na złapanie kapcia.
Niespodzianka się udało, siostra zaskoczona co ja tu robię :) Do tego właśnie kończyli śniadanie, wiec załapałem się na drugi posiłek, kawę i ciacho. W szczególności ucieszyłem się tym słodkim, bo zapomniałem zabrać ze sobą batonów. Pojedlim popilim pogadalim, i zacząłem zbierać się do domu.
W samym Pszczewie, jak co roku koło kościoła, było rzeźbienie postaci (każda wielkości rosłego człowieka) z pni drzew. Tym razem była tematyka bajkowa. Udało mi się rozpoznać Koziołka Matołka i Krecika. Ale samych rzeźby było chyba z 10szt.
Powrót do domu, mija już w przyjemnym słońcu. Gdy dojeżdżam na miejsce to widzę, że na liczniku brakuje mi tylko 3km do setki. Aż kusiło żeby je dokręcić, tylko po to żeby przekroczyć ponownie ta 'magiczną' granicę ;) Ale odpuściłem.
Cała wycieczka bardzo udana. Momentami asfalt mógłby być trochę lepszy, bo były odcinki strasznie chropowate, a czasami również połatana. W szczególności ten od Międzychodu do Sowiej góry.
Poniżej wykres Endomondo. Niestety bateria starczyła tylko na zarejestrowanie trasy w pierwsza stronę: